Sezonowa zmiana opon nasuwa to pytanie wielu kierowcom, którzy muszą zaopatrzyć się w nowy komplet opon. Co lepiej wybrać, jeśli zależy nam na bezpieczeństwie – używane opony klasy premium, czy tańsze, nowe ogumienie mniej znanej marki? Obie opcje mają swoje wady i zalety, choć i w tym starciu wyłonimy opcję, która naszym zdaniem jest lepsza.
Opona to jedyna część samochodu, która styka się z podłożem. A przynajmniej tak powinno być w sprawnym aucie – jeśli u Was jest inaczej to powinniście odwiedzić swojego mechanika. W każdym razie, ogumienie musi przenosić ogromne siły, sprawnie odprowadzać wodę i śnieg spod kół i bezpośrednio odpowiada za bezpieczeństwo jazdy. A wiadomo, że na bezpieczeństwie nie warto oszczędzać. Jeśli jednak Wasz budżet się nie spina, a zakup kompletu opon za 1500 zł stanowi połowę wartości samochodu, wasze myśli z pewnością powędrują w kierunku opon używanych lub najtańszych „chińczyków”, jakie można kupić w sklepach internetowych. Obie opcje nie są może idealne, ale naszym zdaniem, da się to zrobić tak, aby później nie żałować.
Tanie, chińskie opony
Zamiast 400-500 od sztuki możecie je dorwać w cenie 180-220 zł za pojedynczą oponę. Po czym poznać takiego „chińczyka”? Poza niską ceną zakupu, charakterystyczne są również nazwy takich opon, które brzmią zupełnie jak wygenerowane losowo. Wśród najtańszych propozycji mamy więc „motoryzacyjnie” brzmiące Goodride, PowerTrac, GT Radial, ale i totalnie losowe Triangle, Fortune czy West Lake. Tak czy inaczej – opony te są niedrogie, w sieci nie znajdziemy o nich opinii, a nawet jeśli na takowe się natkniemy, jest ogromna szansa, że będą one bezwartościowe. Dużym problemem tanich, dalekowschodnich opon jest bowiem brak powtarzalnej jakości, o ile można tu mówić o jakiejkolwiek jakości. Kłopoty z wyważeniem, wibracje podczas jazdy, nieznośny hałas czy trudne do przewidzenia zachowanie na drodze to powszechne problemy. Może się więc zdarzyć tak, że chińska opona posłuży nam przez kilka lat, a być może nie pojeździmy na niej wcale, bo okaże się wadliwa. Widzicie już podobieństwo do opon używanych?
Używane opony klasy premium
Porządne, choć używane, opony renomowanych marek, również mogą okazać się wadliwe, lub naprawiane. Posłużą również znacznie krócej niż nowe, czy to ze względu na wiek, czy na zużycie bieżnika. Jeśli trafimy na dobrej jakości używaną oponę Michelin, Pirelli czy Continental, będzie ona zapewniała o wiele lepsze właściwości niż nowy „chińczyk”. Ponadto, kupując używane ogumienie np. w serwisie wulkanizacji, również możemy liczyć na gwarancję – zazwyczaj mowa o gwarancji rozruchowej, przykładowo na 14 dni. Jest to jednak czas, w którym ewentualne wady na pewno dadzą o sobie znać. Można więc przyjąć, że zakup mało zużytych opon klasy premium często będzie lepszym pomysłem niż kupno nowego, marnej jakości towaru z dalekiego wschodu.
Jest jeszcze trzecia opcja
W sieci możemy natknąć się na tak zwane „leżaki magazynowe”. Chodzi o opony, które zalegały w magazynie i choć mają już np. 5 lat, nigdy nie były używane. Sprzedawcy kuszą niską ceną, ale czy warto decydować się na takie ogumienie? Naszym zdaniem – jak najbardziej. Poprawnie przechowywane opony zachowują swoje właściwości przez bardzo długi czas. Kilka lat spędzonych w zacienionym, chłodnym miejscu nie wpływa w istotny sposób na właściwości opon, zwłaszcza, jeśli nigdy nie były używane. Potwierdzają to opinie kierowców, którzy zdecydowali się na „leżaki magazynowe” – takie opony nie powodują kłopotów istotnie częściej niż nowe opony prosto z linii produkcyjnej. Przyjmuje się, że „data ważności” opony to 10 lat, ale pamiętajmy, że w oponie „jeżdżącej” oznacza to 10 lat ekspozycji na słońce, wodę, sól drogową czy śnieg. Kilka lat w magazynie to dla dobrej opony żaden problem, dlatego nie powinniśmy obawiać się zakupu „leżaków”.