Inżynierowie Mazdy nie przestają zaskakiwać. Najpierw zaprezentowali motor benzynowy z zapłonem samoczynnym, niedawno pokazali rodzinnego SUV-a z 6-cylindrowymi, wolnossącymi jednostkami pod maską, a teraz przywrócą do oferty silnik Wankla. Po blisko 20 latach przerwy jednostka z obrotowym tłokiem ma pomóc w obniżeniu emisji gazów cieplarnianych i przekonaniu klientów do niskoemisyjnej jazdy.
Przepowiednie się ziściły – po długiej przerwie silnik Wankla wraca do gry. Blisko 20 lat temu benzynowa jednostka z obrotowym tłokiem napędzała sportowe RX-8 (choć historia Wankla w Maździe to temat na osobny artykuł, bo jego historia sięga wcześniejszych czasów), a teraz pomoże marce w obniżeniu emisji CO2. Zgodnie z zapowiedziami japońskiego producenta, nowy układ napędowy trafi do elektrycznej Mazdy MX-30. Inżynierowie Mazdy jak zwykle lubią komplikować proste rozwiązania i szukać własnej drogi. Tym razem oznacza to, że do auta elektrycznego będziemy lać benzynę i olej.
Dlaczego akurat do elektryka? Więcej dowiemy się wkrótce
Zgodnie z najnowszym komunikatem, więcej szczegółów odnośnie tego nowego układu napędowego poznamy 13 stycznia podczas prezentacji na Salonie Motoryzacyjnym w Brukseli. Na ten moment wiadomo, że silnik Wankla w modelu MX-30 posłuży jako generator prądu. To rozwiązanie w autach elektrycznych jest znane od pewnego czasu (np. jako range extender), a ostatnio szczególnie spodobało się japońskim producentom – podobne rzeczy widzieliśmy niedawno w Nissanie Qashqai e-Power czy nowej Hondzie HR-V.
Silnik Wankla albo się kochało, albo nienawidziło
Silnik Wankla z obrotowym tłokiem, widziany ostatni raz pod maską modelu RX-8, to dobrze znany wśród fanów japońskiej marki motor – przez jednych kochany za osiągi i fenomenalny dźwięk, przez drugich znienawidzony za skomplikowaną budowę i awaryjność. Gdy ów sportowiec debiutował w 2003 roku, wysokoobrotowy „benzyniak” o pojemności 1,3-litra generował nawet 231 KM i 220 Nm. W połączeniu z lekkim nadwoziem i napędem na tylną oś, pierwsza „setka” pojawiała się zegarach po 7,2 sekundy.
Niestety ciężko było przewidzieć, kiedy odmówi współpracy. Utrzymanie go w dobrej formie wymagało sporego trudu, skomplikowanej wiedzy i dużych ilości oleju. Co więcej, jego konstrukcja była tak skomplikowana, że mało który mechanik potrafił się nim dobrze zaopiekować. A kiedy specjalista się już znalazł, za swoją wiedzę kazał sobie słono płacić. Niektórzy „pasjonaci”, chcąc cieszyć się swoim iście rasowym RX-8, bez obaw o kondycję silnika, podmieniali motor na nieśmiertelne 1.9 TDI.
