Pierwszy ciepły dzień zwiastuje wiosnę. Łapiesz za kluczyki, zbiegasz po schodach, próbujesz otworzyć samochód i… nic się nie dzieje. Akumulator jest martwy, a z przejażdżki nici. Niewielki pobór prądu w wyłączonym aucie jest normalny, ale niektóre odbiorniki lubią konsumować trochę zbyt dużo energii. Jeśli po tygodniu postoju rozrusznik ledwo kręci albo w ogóle nie daje znaku życia, to oczywisty sygnał, że któreś z urządzeń na pokładzie auta jest zbyt łakome na prąd z baterii. Jeśli postój trwa dłużej, nawet dobry akumulator w sprawnym samochodzie może tego nie wytrzymać.
Spis treści
Początek tekstu oparty jest na faktach. Słońce i 8 stopni na zewnątrz to wspaniałe warunki, by zdmuchnąć kurz z nadwozia roadstera i sprawdzić, czy ciśnienie w oponach nadal jest odpowiednie do dłuższego postoju, czyli nieco wyższe od zalecanego do jazdy. Oczywiście, z przejażdżki w słońcu nic nie wyszło, a akumulator, zza podszybia Boxstera powędrował do mieszkania, pod prostownik. Bateria była zupełnie rozładowana, co skłoniło mnie do zasięgnięcia języka u fachowców, którzy akumulatorami handlują od lat, ale zawsze uczciwie ustalają, czy ten dokonał już żywota, czy jest po prostu głęboko rozładowany.
Po dwóch miesiącach postoju, nawet sprawny akumulator ledwo zipie
Okazało się, że moim przypadku akumulator po prostu mocno się rozładował, a jego dobra kondycja szybko pozwoliła przywrócić mu formę. Okazuje się, że nawet w sprawnym aucie, dwa miesiące wystarczą, by rozruch był niemożliwy. Jak to możliwe, skoro pobór nie przekracza 0,03 A, akumulator ma 80 Ah pojemności, a auto stało „tylko” dwa miesiące? Wbrew pozorom, nie ma w tym nic zaskakującego.
Przede wszystkim – niska temperatura. Nie jest tajemnicą, że zima to wróg akumulatorów, a efektywność baterii maleje nie tylko na mrozie. Realna pojemność w temperaturze nieco przekraczającej 0 stopni wynosi więc nie 80 Ah a około 65 Ah. W garażowych warunkach 7 stopni, pojemność wynosiła więc około 70 Ah.
Po drugie – liczenie „pozostałego” prądu od wartości 80, czy nawet 70 Ah nie ma sensu, bo samochodowy akumulator praktycznie nigdy nie jest naładowany w 100%, a już na pewno nie w starym aucie, które poruszało się głównie na krótkie trasy, na dodatek elektrycznie składając i rozkładając dach. Bateria w większości samochodów jest doładowana w około 80 procentach. Jestem pewien, że w moim Porsche, stan naładowania był jeszcze trochę niższy. Powiedzmy, że było to 70%, a 70% z 70 Ah daje 49 Ah.
Wszystko nabiera sensu – dlaczego auto nie odpala?
Niespełna 60-dniowy postój, nawet z nieprzesadnie dużym, stałym poborem prądu o natężeniu 0,03 A daje nam 43,2 Ah pobranego prądu, czyli bateirę wydrenowaną praktycznie do zera. Nawet sprawny samochód, przy niesprzyjających warunkach może więc uśmiercić akumulator i to w zaledwie dwa miesiące. A mówimy przecież o dużej baterii. Typowe akumulatory w autach kompaktowych miewają pojemność 45-55 Ah.
No dobra, ale na co został zużyty ten prąd?
Im więcej niefabrycznych, lub opcjonalnych odbiorników prądu, tym większy będzie pobór na postoju. Bezapelacyjnie największym głodomorem jest alarm, który potrafi zużyć więcej prądu niż wszystkie inne odbiorniki razem wzięte. Symboliczne ilości energii pobierają osprzęt silnika i układy, które przechowują ustawienia takie, jak data i godzina. Nieco więcej potrafi zużywać radio i komponenty systemu audio, np. wzmacniacz. Problematyczne może być też ogrzewanie postojowe, które można programować na daną godzinę. Ogólnie – im więcej elementów wyposażenia, tym większy pobór prądu na postoju.
Co zrobić z rozładowanym akumulatorem?
W większości przypadków, da się go uratować. Konieczne będzie podłączenie pod prostownik – im droższy i bardziej zaawansowany, tym lepiej. Od biedy wystarczy jednak nawet niedrogie urządzenie. Ładowanie powinno trwać 24 godziny – jeśli akumulator nie został skrajnie wyczerpany i nie pozostał w tym stanie zbyt długo, jest szansa, że posłuży jeszcze parę lat.
Czy odłączać akumulator przed długim postojem?
Jeśli wiemy, że samochód będzie stał przez dłuższy czas, warto rozważyć ściągnięcie klem z akumulatora (ściągamy najpierw minus, a później plus). Nie jest to rozwiązanie idealne, bo w wielu autach może ono skutkować utratą wszystkich ustawień, a w nowszych samochodach trudno nawet powiedzieć, czym jeszcze – im więcej elektroniki, tym więcej potencjalnych konsekwencji. Najlepszym rozwiązaniem jest prostownik z funkcją podtrzymania, który można kupić za kilkaset złotych. Wniosek jest prosty – najlepiej targać klasyka zimą, po śniegu i w mrozie, bo nic nie szkodzi tak, jak długotrwały postój. Chyba rozważę zakup zimówek do Boxstera.