Koniec samochodów spalinowych w Europie jest już przesądzony, ale do 2035 roku jeszcze trochę. Po drodze, normy emisji spalin będą śrubowane coraz bardziej. Nadchodząca norma Euro 7 będzie drenować kieszenie klientów, a korzyści z jej wprowadzenia zapowiadają się… wątpliwie.
Spis treści
Branża nie zostawia suchej nitki na planowanej normie Euro 7. Nic dziwnego, bo koszty jej wprowadzenia będą szalone. Kto za to zapłaci? Oczywiście, że klienci. Koncerny motoryzacyjne wypowiadają się krytycznie, a wtóruje im ACEA, czyli Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów.
Planowana norma zakłada dalszą redukcję emisji szkodliwych związków i dwutlenku węgla. Choć założenia są w pełni zrozumiałe, tempo i sposób wprowadzania nowych wytycznych i zasad zakrawa o absurd. Komisja Europejska jest bowiem głucha na apele branży, która ostrzegała o potencjalnych skutkach już przy okazji obowiązujących „przejściowych” norm Euro 6d.
Norma Euro 7 – cena nowych aut wzrośnie
Jedną z głównych konsekwencji wprowadzenia normy Euro 7 będzie wzrost cen nowych aut. Ale jak to, będzie jeszcze drożej niż teraz? Będzie, jak najbardziej, bo nawet o 10 000 zł względem obecnych cen. Taką wartość przytaczają analitycy ACEA, którzy tłumaczą, że przystosowanie samochodów do restrykcyjnych standardów będzie dla producentów nie lada kosztem. Uderzy to oczywiście w najtańsze samochody, których produkcja i sprzedaż staje się coraz mniej opłacalna. Zamiast oszczędnych, zajmujących mniej przestrzeni aut miejskich, zdecydowanie bardziej będzie się opłacało wytwarzać duże SUV-y. Ten trend jest zresztą doskonale widoczny już dziś. Aut miejskich ubywa, a w segmentach A i B radzą sobie dziś nieliczni producenci.
Norma Euro 7 spowolni prace nad elektryfikacją?
O nadchodzącej normie emisji niezbyt przychylnie wypowiada się również Carlos Tavares czyli szef Stellantisu. Dyrektor koncernu widzi w Euro 7… zagrożenie dla rozwoju elektryfikacji.
Z perspektywy branży nie potrzebujemy Euro 7, ponieważ będzie ona czerpać z zasobów, które powinniśmy wydawać na elektryfikację. Dlaczego używać ograniczonych zasobów do czegoś, na krótki okres? Branża tego nie potrzebuje, a to przynosi efekt przeciwny do zamierzonego
Carlos Tavares, dyrektor generalny Grupy Stellantis.
W skrócie – silniki spalinowe zostały skazane na śmierć, ale od upowszechnienia aut elektrycznych i rozbudowy infrastruktury w krajach UE dzieli nas wiele lat i wiele miliardów euro. Branża musi jednak skupić się na dalszym ograniczaniu emisji i pracach nad rozwiązaniem, z którego za kilka lat i tak trzeba będzie się wycofać. Wycięcie z oferty aut z silnikami spalinowymi nie jest jednak na obecną chwilę możliwe, bo klienci w większości krajów Unii ciągle chętnie się na nie decydują. Całkowite porzucenie benzyniaków i silników wysokoprężnych oznaczałoby więc szybkie bankructwo.
Korzyść z Euro 7 nie uzasadnia wydatków?
Jednym z argumentów przeciwników normy Euro 7 jest konieczność angażowania ogromnych nakładów w imię wątpliwej korzyści. Analiza ACEA, która opiera się na unijnych założeniach wskazuje, że samochody spełniające normę Euro 7 w 2035 roku mają stanowić 10 proc. aut poruszających się wówczas po drogach UE. Opierając się na powyższych wyliczeniach analitycy ACEA wskazują, że te 10 procent samochodów spełniających Euro 7 przyczyni się do redukcji emisji tlenków azotu (NOx) co najwyżej o 4 procent. Symboliczna korzyść zostanie więc sfinansowana z kieszeni klientów. Nie łudźmy się – koncerny przerzucą koszty na konsumentów, a cenniki nowych aut będą szokować jeszcze bardziej niż robią to dziś.
Euro 7 – kiedy ma wejść w życie?
Komisja Europejska chce, by Euro 7 zaczęła obowiązywać w 2026 lub 2027 roku. Na razie ta data nie jest jeszcze pewna. Pewne jest natomiast, że opracowane w Brukseli przepisy doprowadzą do radykalnego wzrostu cen. Auta elektryczne w wielu przypadkach mają sens i już teraz są świetną alternatywą dla spalinowych, konwencjonalnie napędzanych pojazdów. Elektryfikacja przebiega dziś jednak w sposób wymuszony przepisami i uwarunkowaniami prawnymi, za które koniec końców zapłacą klienci.
3 komentarze
Kiedy biurokraci z UE słyszą od producentów, że upadli na głowę, a auta podrożeją o 20%, aby spełnić ich euro7 to pamiętajcie – taki jest plan. Samochód jest znowu dobrem luksusowym, a o tym kto ma prawo go posiadać oprócz władzy będzie decydować państwo. Na razie tesle można kupić, ale docelowo po wejściu zakazu wprowadzą ograniczenia spowodowane brakami akumulatorów i reglamentację.
Po drodze moze 10x Unia sie rozpasc . Jesli zamiast ideologi komunistycznej nie zaoferuja czegos dobrego do ludzi raczej jestem pewien ze do 2030 roku nie bedzie juz Uni lub totalna wymiana politykow i ideologi na taka pro przemyslowa i ludzką
„Auta elektryczne w wielu przypadkach mają sens i już teraz są świetną alternatywą dla spalinowych, konwencjonalnie napędzanych pojazdów.”
Nie mają sensu. Będą mieć sens dopiero gdy czas ładowania akumulatorów będzie porównywalny z tankowaniem paliwa, zasięg z włączoną klimatyzacją lub ogrzewaniem będzie porównywalny z zasięgiem au spalinowych, a akumulatory będą mieć trwałość wystarczającą na ponad 20 lat użytkowania samochodu.
O wiele lepszą alternatywą są samochody zasilane wodorem.