Japończycy zelektryfikowali Europę – z tym stwierdzeniem trudno się nie zgodzić. Nissan Leaf był pierwszym samochodem elektrycznym, który na drogach Starego Kontynentu był czymś więcej niż ciekawostką. Nie był urokliwy, ale dobry w tym, do czego został stworzony, dlatego od debiutu w 2010 roku wybrało go ponad pół miliona klientów na całym świecie. W tych kwestiach Nissan Ariya jest do niego podobny. Po pierwszym spotkaniu bardzo się polubiliśmy, choć miało być zupełnie inaczej.
Odbierając kluczyki do nowego Nissana Ariya spodziewałem się, że będzie mało angażujący, względnie wygodny, niespecjalnie interesujący i mało wyrafinowany. Skąd ten sceptycyzm? Bazując na swoich doświadczeniach wiem, że elektryki w tym segmencie właśnie takie są. Ku mojemu zdziwieniu, następca Leafa był zupełnie inny. Szybko się polubiliśmy, bo tu dosłownie wszystko zostało zrobione inaczej.
Japoński elektryk wyróżnia się na tle konkurencji
I mowa tu nie tylko o wyglądzie, który jest mocno dyskusyjny. Jednego dnia nie bardzo mogłem na niego patrzeć, a drugiego bywałem zauroczony. Sylwetka jest ciekawa i bardzo oryginalna. Mowa tu zwłaszcza o oświetleniu, które w nocy robi niemałe wrażenie. Jedni kierowcy widząc w lusterku wielkie LED-owe bumerangi, sprawnie zjeżdżali na prawy pas. Inni z kolei nie mogli się napatrzeć na listwę biegnącą przez całą szerokość klapy, choć dziś to już całkiem popularna rzecz.
Japońskiego crossovera, bardziej od wyglądu zewnętrznego, wyróżnia jednak to, co znajdziemy w kabinie. Większość rynkowych nowości jest oferowana z mieszanką materiałowej tapicerki i ekologicznej skóry, a tu? Nissan Ariya to chyba jedyne takie auto na rynku, które występuje z tapicerką welurową. Tapicerką, która przywodzi na myśl stare, ale to bardzo stare japońskie auta. Opcjonalnie może to być bardzo przyjemna w dotyku, niebiesko-szara skóra Nappa, ale dla mnie wybór jest oczywisty. Sposób wykończenia wnętrza to jednak początek, bowiem inżynierowie z Yokohamy mieli jeszcze kilka ciekawych pomysłów.
Tu wszystko zrobione jest zupełnie inaczej
Zgodnie z ostatnio panującymi trendami, panel klimatyzacji został wkomponowany w deskę, ale tu zrobiono to jeszcze ciekawiej. Przyciski sterujące temperaturą i nawiewami są schowane za drewnianą listwą dekoracyjną. Podłokietnik? Wydawałoby się, że nie jest to coś, co mogłoby zrobić na pasażerach wrażenie. A jednak! Tu zamiast klasycznego podłokietnika dostajemy wielką wyspę, która przesuwa się w przód i tył, w całkiem sporym zakresie. Japończycy nawet schowek opatentowali na nowo, bowiem ten pod panelem klimatyzacji działa zupełnie jak winda – wciskamy przycisk, a drzwiczki wyjeżdżają z deski rozdzielczej. Wciskamy znowu i klapa się zamyka. Lekki przerost formy nad treścią, ale tym mnie kupili.
Mniej więcej w tym miejscu rewolucja się kończy. Klasycznie mamy na pokładzie dwa duże wyświetlacze, gdzie jeden pełni rolę zegarów, a drugi służy do obsługi multimediów. System info-rozrywki działa nieco topornie i w mojej ocenie jest mało czytelny, ale na szczęście Nissan Ariya już bezprzewodowo obsługuje Apple CarPlay, więc w mojej ocenie sytuacja została opanowana. Zaskoczeniem dla niektórych może być natomiast lusterko, które w wyższych wersjach wyposażenia, jak testowana „Evolve”, po przełączeniu pstryczka wyświetla obraz z tylnej kamery. To samo rozwiązanie znajdziemy na pokładzie m.in. Renault Megane E-Tech.
Angażuje kierowcę, ale ta pozycja jest do bani
Elektryczny crossover Nissana, zanim się jeszcze poznaliśmy, figurował na liście aut, po których nie spodziewałbym się angażującego układu kierowniczego. Ku mojemu zdziwieniu już w domyślnym, komfortowym trybie jazdy, dwuramienna kierownica pracuje naprawdę ciężko, czyli tak, jak lubię. To inżynierom wyszło, ale ewidentnie nie mieli czasu by dopracować pozycję za kierownicą. Na fotelu kierowcy – i pasażera również – można odnieść wrażenie, jakbyśmy jechali wielkim vanem.
Niektórzy z czasem do tego przywykną, jednak są i ludzie, dla których będzie to czerwona kartka. Szkoda, bo tu do pełni szczęścia brakuje już tylko tego. W kabinie jest naprawdę sporo miejsca, przeszklony dach dodaje przestrzeni, podłoga jest płaska, a dywaniki grube i mięciutkie jak ulubiony koc. Mówiąc krótko, spędzanie czasu w tym aucie jest po prostu przyjemne.
Testowana wersja nie jest szybka, ale potrafi być oszczędna
Testowany przez nas egzemplarz posiadał jeden motor elektryczny (FWD) i większy akumulator (87 kWh). Mowa więc o konfiguracji, którą chętnie wybiorą ci klienci, którzy od czasu do czasu będą chcieli pokonać dłuższy dystans. Bateria pozwala na pokonanie w cyklu mieszanym (wg. WLTP) do 525 km na jednym ładowaniu.
Takiego wyniku nie udało mi się rzecz jasna osiągnąć, bowiem w marcu, temperatura spadała momentami do okrągłego zera. Kiedy bardzo się starałem, podczas miejskiej przejażdżki zużycie energii potrafiło spaść do 19,5 kWh/100 km. Gdy jednak temperatura wróciła do poziomu 15 stopni Celsjusza, wówczas spokojna przejażdżka po mieście i obwodnicy owocowała wynikiem 17,5 kWh.
W parze z niskim zużyciem niestety nie idą osiągi. Nissan Ariya z jednym silnikiem, według danych katalogowych, osiąga pierwszą „setkę” w 7,6 sekundy. Nasza próba wykazała, że dzieje się to nieco wolniej. Kwestia stanu naładowania baterii? Być może, ale to by oznaczało, że już poniżej 60 proc. „ucieka nam” około 0,5 sekundy. Tak czy inaczej, Ariya nawet z naładowaną do pełna baterią nie rusza z miejsca tak żwawo, jak inne elektryki.
Nissan Ariya lubi poruszać się dostojnie i z gracją
Auto w prezentowanym wydaniu waży już nieco ponad 2100 kg, a zawieszenie robi wszystko, by podróż przebiegała spokojnie i przyjemnie. Dla kierowcy jest to jasny sygnał, że przy szybszym wejściu w zakręt, bądź po wykonaniu bardzo gwałtownego manewru, Nissan Ariya się zbuntuje. Auto prowadzi się pewnie i ma spore rezerwy trakcji, jednak chcąc oferować wysoki poziom komfortu, inżynierowie musieli z czegoś zrezygnować.
Jegomość ma jeszcze jedną przypadłość, którą ciężko mi wytłumaczyć racjonalnie. Mianowicie, Nissan Ariya pozwala kierowcy przejść w tryb „e-Pedal”, który podnosi moc rekuperacji do tego stopnia, że korzystanie z pedału hamulca przestaje być konieczne. Niestety, w tym najnowszym wydaniu „e-Pedal Step”, auto potrafi już zahamować do zera, a jedynie zwolnić do prędkości 10 km/h. Podobno tego właśnie chcieli klienci…
Nissan Ariya – wersje wyposażenia, ceny w Polsce
Jeszcze do niedawna Nissan Ariya był dostępny w trzech wariantach napędowych i dwóch wersjach wyposażenia. Na początku kwietnia br. oferta elektrycznego crossovera powiększyła się o nową wersję bazową „Engage” oraz topową „Evolve+”. Tym sposobem gama stała się już naprawdę bogata. Ceny w polskich salonach prezentują się następująco:
Wersja | 63 kWh FWD (214 KM) | 87 kWh FWD (238 KM) | 87 kWh e-4ORCE (306*/394** KM) |
Engage | 219 900 zł | 244 200 zł | – |
Advance | 239 900 zł | 275 900 zł | 299 900 zł |
Evolve* | 258 900 zł | 294 900 zł | 318 900 zł |
Evolve+** | – | – | 339 900 zł |
Nissan Ariya odniesie sukces, ale nie tak spektakularny
Kiedy Nissan Leaf już na dobre zakończy swoją karierę, zostanie zapamiętany jako auto kultowe. Jak tak sobie myślę, to Japończycy mają wyjątkowy dar do tworzenia przełomowych samochodów – do takich aut jak Celica, Supra, RX-7, R34 GT-R, S200 czy NSX fani motoryzacji ślinią się i śnią od blisko 30 lat. Nissan Leaf nie jest oczywiście porównywalny do tych ikon, choć nie da się ukryć, że wyniki sprzedaży robią wrażenie. Od rynkowego debiutu w 2010 roku do lutego 2022 roku, sprzedało się już ponad 600 000 egzemplarzy na całym świecie, a Europa była największym rynkiem zbytu dla 5-drzwiowego hatchbacka. Po pierwszym spotkaniu z jego następcą, mam przeczucie, że Nissan Ariya również odniesie sukces. Niestety, nie będzie tak spektakularny, bowiem dziś propozycji na rynku jest już cała masa.