Święta Bożego Narodzenia to czas rodzinnego ciepła, życzliwości i spokoju – przynajmniej w teorii. Z pespektywy kierowcy to najgorszy okres w roku. Wszyscy się śpieszą i denerwują, drogi z parkingami galerii korkują, a do kolizji dochodzi jakby częściej. Chcąc uciec od tego szaleństwa wyjechałem Mercedesem GLA 220 d nad morze. Warunki pogodowe nie sprzyjały, ale topowy diesel z napędem 4MATIC pozwolił mi dowieźć prezenty na czas.
Na kilka dni przed planowaną podróżą do trójmiasta, na redakcyjnym parkingu pojawił się Mercedes GLA 220 d 4MATIC. Można powiedzieć, że spadł mi z nieba, bo w trasie najtaniej dieslem, a po śniegu najlepiej z napędem na wszystkie koła. Była to świetna okazja, by w wymagających warunkach sprawdzić możliwości wysokoprężnej jednostki i napędu 4MATIC. Nie był to mój debiut za kierownicą najmniejszego SUV-a w gamie. Nieco wcześniej miałem okazję obcować z odmianą hybrydową typu plug-in (250 e 4MATIC), która moim skromnym zdaniem, choć jestem fanem tych napędów, nie jest najlepszą wizytówką dla tego modelu. Czy drugie podejście, tym razem z najmocniejszym w ofercie „ropniakiem” pod maską, było lepsze?
Wygląda inaczej
Mercedes GLA kiedyś był podniesioną Klasą A – dosłownie i w przenośni. Druga generacja, przynajmniej z zewnątrz, niczym nie przypomina kompaktowego hatchbacka. Skąd ta zmiana? Uważam, że chodzi o trendy. SUV-owate sylwetki po prostu lepiej się sprzedają. Niestety, efektem ubocznym jest fakt, że GLA upodobniło się do Klasy B. Różnica polega jednak na tym, że karoserię naszego bohatera zdobią plastikowe osłony, które sugerują, że poradzi sobie poza asfaltem.
W środku, jakby nie patrzeć, wszystkie kompaktowe modele Mercedesa wyglądają tak samo, ale wprawne oko dostrzeże kilka różnic pomiędzy wnętrzem GLA i Klasy A. Mowa o drobiazgach tj. inaczej wyprofilowana deska rozdzielcza czy boczki z uchwytami do zamykania drzwi bliżej kierowcy. Choć kokpity tych dwóch aut wyglądają nieco inaczej, to wszystko pochodzi z jednego podwórka. Zarówno materiały, jak i ich spasowanie, są niezależnie od modelu na tym samym poziomie
To trzeba poprawić
Mówiąc o aucie z wyższej półki, chciałby się rzec, że jest ono pozbawione wad, jednak w tym przypadku można się przyczepić do kilku rzeczy. Rzecz jasna, lwia część kokpitu jest spasowana z dużą starannością, jednak podwieszony panel klimatyzacji i plastikowy tunel środkowy często poskrzypują. Podobnie jest z boczkami drzwi, które zaczynają rezonować, gdy głośno słuchamy naszego ulubionego utworu. Nie wiem tylko, czy ten typ tak ma, czy to może „zasługa” droższego nagłośnienia. Jakby nie było, względem poprzednika, pod kątem wykończenia, jest zdecydowanie in plus, ale liczę, że te drobne mankamenty zostaną poprawione przy okazji liftingu.
Na wypasie
GLA 220 d, które mi się trafiło, to sowicie wyposażony egzemplarz w linii AMG, pokryty czerwonym lakierem z palety MANUFAKTUR i stojący na wielkich 20-calowych kołach. W takim wydaniu przypominał mi sanie Świętego Mikołaja, ale jak się okazało, największe zaskoczenie czekało na mnie w kabinie. Testowany egzemplarz był wyposażony w pełny pakiet skórzany z brązowo-czarną tapicerką, a na desce i drzwiach, zamiast plastikowych czy aluminiowych dekorów, znalazły się brązowe wstawki z drewna orzechowego.
Dodatkowo na wyposażeniu „naszego” GLA 220 d znajdowały się zaawansowane systemy wsparcia kierowcy wraz z asystentem kierowania, pakiet parkowania z kamerą 360 stopni, system MBUX z funkcją rozszerzonej rzeczywistości dla nawigacji, nagłośnienie Burmester surround, nastrojowe oświetlenie wnętrza i m.in. okno dachowe z elektrycznie sterowaną roletą. Z uwagi na linię AMG auto posiadało również twardsze zawieszenie, sportowy układ hamulcowy i łopatki do zmiany biegów przy sportowej kierownicy. To ostatnie w przypadku diesla jest najmniej potrzebnym dodatkiem, ale niewątpliwie przyjemnym dla oka z pespektywy kierowcy.
Do bólu cyfrowy
W nowej generacji nie ma już analogowych zegarów, małego wyświetlacza i pokrętła do sterowania multimediami. Teraz na pokładzie mamy dwa ekrany, które opcjonalnie mogą mieć po 10,25-cala każdy – jeden pełni rolę cyfrowych wskaźników, a drugi monitora systemu info-rozrywki. Poza ładną oprawą graficzną niewątpliwie zaletą jest to, że system działa płynnie i wyjątkowo rzadko się zacina. Pomiędzy funkcjami można przebierać ręcznie na dotykowym ekranie, bądź za pomocą gładzików na kierownicy, dotykowego rysika na tunelu środkowym, bądź – co najważniejsze – większością możemy sterować za pomocą głosu.
Wirtualny asystent systemu MBUX (Mercedes-Benz User Experience) reaguje na komendę „Hej Mercedes!” i zawsze jest skory do pomocy. Prostą komendą możemy zmienić temperaturę w kabinie, znaleźć drogę do restauracji, włączyć podgrzewanie foteli, odsłonić roletę okna dachowego, a nawet uśmiechnąć się kącikiem ust, kiedy auto opowie nam kawał o tym, jak nie zna się na żartach, bo zaprojektowali go Niemcy – boki zrywać. System jest naprawdę mocno rozbudowany i nie sposób spamiętać wszystkie jego możliwości. Same zegary mają kilka widoków, które kierowca może konfigurować na kolejnych kilka sposobów.
Nawet nastrojowe oświetlenie, które w ostatnich latach zrobiło się w autach bardzo popularne, ma w Mercedesach aż 64 odcienie, a podświetlane turbiny nawiewów potrafią zmienić kolor na czerwony gdy zwiększamy temperaturę lub na niebieski gdy ją zmniejszamy. Takich smaczków jest naprawdę wiele, ale jeśli komuś ta „dyskoteka” nie pasuje, zawsze może z niej zrezygnować.
W drogę!
Jak wspomniałem, z modelem GLA miałem na pieńku. To chyba wynika z tego, że nie jestem zwolennikiem siedzenia wysoko za kierownicą. Należę raczej do tych, którzy pupą lubią być blisko asfaltu. W tym aucie żaden klient tego nie szuka, więc umówmy się, że to ze mną jest coś nie tak. Szybko znalazłem najlepszą dla siebie pozycję i zabrałem GLA 220 d nad morze. Korzystając z okazji, że do użytku kierowców oddano nowy odcinek „siódemki”, postanowiłem sprawdzić, czy rzeczywiście jest lepiej i z ręką na sercu mówię, że jest. Dzień przed wigilią ruch był znikomy, a droga niemalże pusta.
Mając duży zapas czasu delektowałem się trasą i mogłem bez obaw oddać kierowanie w ręce asystentów. Z całą gromadą systemów wsparcia GLA potrafi samodzielnie trzymać się linii na pasie ruchu i utrzymywać bezpieczny odstęp od poprzedzających pojazdów. Rzecz jasna kierowca nie może po prostu odwrócić się od drogi, bo co jakiś czas jest proszony o położenie rąk na kierownicy. Mimo wszystko, jeśli często jeździcie w trasy, jest to opcja warta każdych pieniędzy. Może zrezygnowałbym z 20-calowych kół, które choć prezentują się wyśmienicie, odbierają trochę komfortu. Bazowe dla tej wersji „dziewiętnastki” nadal powinny wyglądać nieźle, a to zawsze „o cal ciszej”. Jakby nie było, auto jest stosunkowo dobrze wygłuszone i przy wyższych prędkościach nie szumi w kabinie.
Zdał egzamin
Trasa była pierwszym egzaminem, który GLA 220 d musiał zaliczyć. Pod maską tej wersji pracuje topowy w gamie 2-litrowy diesel o mocy 190 KM i 400 Nm. W zależności od wersji, za pomocą 8-biegowej skrzyni automatycznej 8G-TRONIC przenosi moment obrotowy przednie, bądź wszystkie cztery koła. Domyślnie jednak nawet wariant 4MATIC napędzają głównie przednie koła, a te tylne wkraczają do akcji wtedy, gdy auto uzna to za konieczne – czyli kiedy dynamicznie ruszycie spod świateł albo kiedy poczuje uślizg przednich kół.
Spod domu, do drugiego domu, wynik spalania wyniósł 5,8 l/100 km. Producent deklaruje mniejsze zużycie, ale uważam, że to naprawdę niezły rezultat. Przy takim apetycie jeden bak (51 litrów) powinien pozwolić na przejechanie prawie 900 kilometrów, czyli całkiem sporo. Niskie spalanie jest możliwe do uzyskania także w mieście. Spokojnie tocząc się od świateł do świateł niekiedy osiągałem wyniki rzędu 6-6,5 l/100 km.
Kolejnym wyzwaniem dla GLA 220 d 4MATIC była zamieć śnieżna, która przywędrowała na północ. W zaledwie kilka godzin czarny asfalt został pokryty kilkoma centymetrami śniegu, co bynajmniej dla mnie było złą informacją. Nie dość, że wreszcie w tym roku doczekałem się białego puchu, to na dodatek miałem ze sobą sprzęt, który do takich warunków został stworzony. Napęd radził sobie świetnie i sprawnie przepychał auto przez zasypane drogi. Z czasem dostrzegłem jednak, że system 4MATIC niektóre decyzje podejmuje tak, jakby rzucał kośćmi. Jednego razu zakręt pokonywał preferując oś przednią, a za drugim razem, jakby losowo rzucał znacznie więcej momentu na oś tylną.
Polubiliśmy się, ale…
GLA 220 d 4MATIC ze swoim mocnym „ropniakiem” przypadł mi do gustu. Ten model z silnikiem diesla jest o wiele ciekawszy i przede wszystkim przyjemniejszy w codziennej eksploatacji od wersji z gniazdkiem, którą poznałem wcześniej. Kiedy na drogach śniegu już nie było, przekonałem się też, że i pod względem osiągów jest przyzwoicie. Według danych katalogowych wysokoprężny motor pozwala przyspieszyć do pierwszej „setki” w 7,3 sekundy. Dynamiczny jest nie tylko ze startu zatrzymanego, ale i przy wyższych prędkościach skrzynia sprawnie dobiera przełożenia, a samochód sprawnie nabiera prędkości.
Jest jednak jedno „ale” i jak zwykle chodzi o pieniądze. Mercedes GLA 220 d startuje w polskim cenniku od 180 700 zł. Gdy do tego dobierzemy przydany na każą okazję napęd 4MATIC, wówczas zaczynamy od 190 200 zł. Po dobraniu wszystkich opcji, jak było to w tym egzemplarzu, jesteśmy w stanie przekroczyć kwotę ćwierć miliona złotych. W tej sytuacji wypadałoby się zastanowić, czy nie lepiej wyjechać z salonu Mercedesem Klasy E z tym samym silnikiem? Pewnie i byłoby lepiej, ale w końcu za ładne i modne opakowanie oraz bogate wyposażenie trzeba słono zapłacić.
Podsumowanie
Mercedes GLA 220 d 4MATIC spełnił moje oczekiwania. Wysokoprężna jednostka w trasie spisała się na medal, a komfort podróżowania dieslem był zauważalnie większy, niż w przypadku hybrydy z gniazdkiem. Niestety, smutni panowie w UE robią wszystko, by oszczędne „ropniaki” zostały zastąpione wysilonymi benzynami z ciężkimi bateriami w podłodze. Nowe GLA na pewno powtórzy sukces poprzednika i na słupkach sprzedaży zajedzie jeszcze dalej. Trzeba tylko poprawić kilka rzeczy, żeby klienci nie mieli wątpliwości , że siedzą w aucie z wyższej półki. W czasach gdzie wszystko drożeje, zmienić będzie trudno tylko cenę, bo chętnych na luksusowe produkty nie brakuje.
Typ silnika: | Spalinowy |
Paliwo: | Diesel |
Pojemność skokowa (cm3): | 1950 |
Liczba zaworów: | 16 |
Rodzaj wtrysku: | Common-Rail |
Moc maksymalna (KM): | 190 |
Maksymalny moment obrotowy (Nm): | 400 |
Przyspieszenie 0-100 km/h (s): | 7,3 |
Prędkość maksymalna (km/h): | 219 |
Skrzynia biegów: | 8G-TRONIC |
Napęd: | 4MATIC |
Zużycie paliwa średnie (l/100 km): | 5,7 |
Zużycie paliwa cykl niski (l/100 km): | 7,3 |
Zużycie paliwa cykl średni (l/100 km): | 5,8 |
Zużycie paliwa cykl wysoki (l/100 km): | 4,9 |
Zużycie paliwa cykl b. wysoki (l/100 km): | 5,7 |
Pojemność zbiornika paliwa (l): | 51 |
Zasięg (km): | 1020 |
Liczba miejsc: | 5 |
Długość (mm): | 4410 |
Szerokość (mm): | 1834 |
Wysokość (mm): | 1611 |
Rozstaw osi (mm): | 2729 |
Długość przedniego zwisu (mm): | 905 |
Długość tylnego zwisu (mm): | 776 |
Prześwit (mm): | 143 |
Kąt natarcia: | 18,3 |
Kąt zejścia: | 22,1 |
Kąt rampowy: | 14,4 |
Min. pojemność bagażnika (l): | 425 |
Max. pojemność bagażnika (l): | 1420 |
Masa własna (kg): | 1670 |
Masa przyczepy hamowanej/niehamowanej (kg): | 2000/750 |
Rodzaj zawieszenia przód: | Kolumny McPhersona |
Rodzaj zawieszenia tył: | Wielowahaczowe |
Hamulce przód/tył: | Wentylowane |
Opony przód/tył (w testowanym modelu): | 235/45/R20 |