Hyundai i10 szykuje się do liftingu, a prototypy w kamuflażu jeżdżą już po drogach. Segment aut miejskich staje się coraz mniej rentowny, ale niektórzy producenci z Azji dzielnie trzymają wartę.
Miejski Hyundai nie znika jeszcze z rynku. Mało tego – zostanie poddany kuracji odświeżającej, a lifting, choć nie przyniesie rewolucji, przedłuży nieco cykl życia najmniejszego modelu koreańskiego producenta. Segment A to trudna sprawa i ciężki kawałek chleba, bo utrzymanie rentowności staje się prawdziwą sztuką. Dobrze pokazuje to przykład Toyoty, która zamieniła Aygo w Aygo X, czyli crossovera – wszystko po to, by limit CO2 zależny od masy pojazdu wypadał nieco korzystniej, a cena, uzasadniona większymi wymiarami i obecnością obowiązkowego wyposażenia, mogła pójść w górę.
Hyundai i10 – lifting już niebawem?
Hyundai i10 wciąż jest jednak rasowym autem segmentu A – krótkie, dość wąskie i relatywnie wysokie nadwozie ma 5 drzwi, a wnętrze okazuje się być zaskakująco przestronne. Testowana przez nas niedawno odmiana N Line pozostawiła świetne wrażenie, a Arek wystawił jej wysokie noty. Czy zaktualizowana wersja, która zadebiutuje niebawem stanie się jeszcze lepsza?
Trudno mówić na razie o konkretnych zmianach – póki co przyłapano tylko prototyp w kamuflażu. Auto zamaskowane zostało zarówno z przodu, jak i z tyłu. W linii bocznej raczej nic się nie zmieni. Na liście prawdopodobnych nowinek jest nowy wzór lamp do jazdy dziennej, nieco przestylizowane zderzaki z przodu i z tyłu oraz nowe wypełnienie lamp tylnych. Gdy auto ma być tanie, nie ma powodu, by przesadzać, zwłaszcza, że i10 prezentuje się moim, zdaniem, całkiem dobrze.
Co (nie)zmieni się w Hyundaiu i10?
Właśnie z powodów ekonomicznych mało prawdopodobne są zmiany w gamie silnikowej auta. Po liftingu, na liście jednostek znajdą się więc zapewne:
- 1.0 MPI 67 KM
- 1.2 MPI 84 KM
- 1.0 T-GDI 100 KM
A wolnossące motory 1.0 i 1.2 będą łączone z przekładniami manualnymi lub zautomatyzowanymi. Być może któryś z silników wypadnie z oferty, ale rozszerzenie gamy jednostek byłoby sporym zaskoczeniem. Najmocniejszy, 100-konny 1.0 potrafi dać sporo frajdy z jazdy i rozpędza auto do setki nieco szybciej, niż zapewnia producent:
Wyraźnych zmian nie spodziewałbym się również we wnętrzu. Cyfrowe zegary? Raczej ich nie zobaczymy, a jeśli już, to na liście opcjonalnego wyposażenia. Materiały wykończeniowe również nie staną się nagle miękkie i prestiżowe, bo to zabiłoby sens auta, które obecnie jest jednym z najtańszych samochodów na rynku. Najprawdopodobniej pojawi się nowy system multimedialny, być może nowa tapicerka i… tyle. Więcej nie potrzeba.
Hyundai i10 – cena
Pod koniec lutego 2023, Hyundaia i10 (z silnikiem 1.0 MPI 67 KM, w wersji wyposażenia Pure) można kupić za 54 600 zł, a w cenie bazowej odmiany dostaniemy auto z tempomatem, centralnym zamkiem i elektrycznie otwieranymi szybami przednimi. Za radio i klimatyzację trzeba dopłacić, choć większość potrzebnych udogodnień zebrano w jeden pakiet o nazwie COOL wyceniony na 5000 zł. Po liftingu, ceny i10 niechybnie wzrosną, choć na potwierdzenie oficjalnych kwot i zmian po modernizacji jeszcze sobie poczekamy. Rynkowa premiera nastąpi prawdopodobnie jeszcze w tym roku – Hyundai wiele razy udowadniał bowiem, że od pierwszych oficjalnych zdjęć, do pojawienia się aut w salonach może minąć bardzo niewiele czasu.